Twój koszyk

Wróć do listy artykułów

28 września 2024

Ultra Triathlon Bad Radkersburg 2024

„Sukces nie oznacza wygrania wszystkiego. Oznacza najlepsze wykorzystanie każdej sytuacji”

 

11,4 km swim, 540 km bike and 126 km run …. Done !!!
 
Triathlon, a zwłaszcza jego Ultra odmiana to sport dla samotników, w którym potrzeba pracy całego zespołu – tak jednym zdaniem można opisać Triathlon.
Kiedy w ubiegłym roku przekroczyłem linię mety „Podwójnego Ironmana”, który był dla mnie czymś normalnym, czymś czego się nie obawiałem w kwestii ukończenia, to koncepcja zrobienia kolejnego kroku i podjęcia wyzwania „Potrójnego Ironmana” powodowała ekscytację, obawy, lęk, respekt do dystansu. Już bardziej mnie ten dystans zachęcać nie musiał. Zawody w Austrii w Bad Radkersburg są jednymi z cięższych jeśli chodzi o dystans 3 x IM. Pływanie zaczyna się w piątek o godzinie 18:00, więc jazdę rowerem zaczynasz już w ciemnościach. Ruch samochodowy jest otwarty, więc trzeba bardzo uważać na jeżdżące samochody po trasie, dodatkowo brak zabezpieczenia trasy w postaci lokalnej straży pożarnej w godzinach wieczornych też jest czynnikiem, na który trzeba brać poprawkę. Zaledwie połowa pętli rowerowej, która ma nieco ponad 10 km jest oświetlona tylko do godziny 24:00. Dzikie zwierzęta wybiegające na drogę w nocy to kolejna atrakcja jaka czeka na zawodników. Dla większości zawodników takie zawody to 40-55h wysiłku, więc łatwo wyliczyć, że w ciągu tego czasu „zalicza” się dwie nieprzespane noce!! Amplituda temperatur, prawie 20 stopni (15 w nocy i ponad 34 w dzień) również potęguje zmęczenie. To tak w skrócie opis zawodów w Austrii.
Podczas przygotowań do zawodów od stycznia 2024 spędziłem 617 godzin na treningach. Ale ogrom pracy wykonałem pod względem przygotowania psychicznego, co jak się okazało w połączeniu z pracą całego Teamu Sport Synergy stanowiło o tym, że ukończyłem te zawody. Kwestie tak zwanego „mentalu” i o tym jak dosłownie programowałem swój umysł na ten wyścig opiszę w osobnym poście, ale będzie to coś więcej niż tylko „trzeba mieć dobre nastawienie”. Opisze ćwiczenia, zadania jakie wykonywałem aby zaprogramować się na ten wyścig.
 
 
Piątek 30.08, godzina 18:00
 
Na samym początku powiedziałem do ekipy: „nie pozwólcie mi spać i się zatrzymać, to jest priorytet, nie ważne jak ale zróbcie to”.
Start pływania, wiedziałem że 11,4 km muszę przepłynąć jak najwolniej potrafię, tak aby stracić jak najmniej energii na tą część, która była najkrótszą ze wszystkich. Skupienie się na technice podczas pływania przez ostatnie miesiące zaowocowały szybszym tempem o 6 sekund na każde 100m (co w pływaniu jest ogromną różnicą, zwłaszcza jeśli można to tempo utrzymać na dystansie dłuższym o 33 % od ubiegłorocznego). Kwestie żywieniowe przedstawię również w kolejnym poście. Pływanie szło bardzo dobrze do 3 godziny… Zacząłem czuć jakieś dziwne wiercenie w brzuchu, wzdęcia… To nie zwiastowało niczego dobrego. Kwestie żywienia podczas zawodów miałem przećwiczone, ponieważ na treningach używam dokładnie tych samych produktów. Po ukończeniu etapu pływackiego wyszedłem już z dużym bólem brzucha i uczuciem zbliżającej się toalety… Po krótkiej rozmowie na pierwszej pętli rowerowej z kolegą, który również narzekał na problemy żołądkowo-jelitowe, wiedziałem co nastąpi w najbliższym czasie, wiedziałem, że jakiś „syf”, bakteria była w wodzie. Mimo, iż nikt nie pije wody specjalnie to zawsze coś się dostanie do ust, nosa itd. Wysypka na nogach, którą dostałem w wodzie również nie zwiastowała niczego dobrego. W mojej głowie układał się na szybko plan B. Nawadnianie, elektrolity w ogromnych ilościach samego początku. Węgiel oraz leki na biegunkę, były przygotowane!! A to dopiero pierwsze 10 km z 540 km, które muszę pokonać przed etapem biegowym!!
Pierwsza noc przebiegła w napięciu, brzuch coraz bardziej dawał o sobie znać, mimo to wyścig trwał nadal.
 
Sobota 31.08 około godziny 6 rano… zaczyna się…
 
Pierwsze wymioty, biegunka – to była 12 godzina wyścigu dla mnie. Cały Sport Synergy Team w pogotowiu… Przyjmowane elektrolity, węglowodany momentalnie zostają odrzucane przez organizm, słone krakersy, słodkie żelki o innych pokarmach nie wspomnę, na których samą myśl mój organizm się blokował. Jakiś syf, bakteria siedziała we mnie… Mimo to, ze wszystkich sił wpychałem w siebie jakiekolwiek posiłki i płyny abym się nie odwodnił i miał choć trochę energii na wysiłek – oczywiście Sport Synergy Team dwoił się i troił, aby to wszystko zorganizować ! A robili cuda!!! W pewnym momencie mówię „chce kawy, świeża kawa z ekspresu podniesie mi morale!”. Kilka chwil później podczas krótkiego postoju w namiocie patrzę… a tu na stoliku stoi ekspres do kawy!!! Taki normalny ekspres do kawy na kapsułki. Nie mam pojęcia skąd go wyczarowali Lecimy dalej… Tu już myśl o dobrym wyniki została odrzucona, to była walka o dociągnięcie do mety. Pytanie brzmiało nie „czy” a „kiedy” braknie mi prądu na dalszy wyścig. Nie można przecież lecieć takiego wyścigu na wodzie gazowanej, coca-coli, węglu w tabletkach i leku na biegunkę. Sobotnie popołudnie, 400 km etapu kolarskiego zatrzymałem się w namiocie na wymianę bidonów. Zdążyłem tylko powiedzieć: „wiadro i zasłońcie namiot!” To był koniec… fizyczny koniec mojego organizmu, leżąc na podłodze z wiadrem pod ręką wiedziałem, że już nie wstanę z podłogi. W głowie miałem, że zostało mi jeszcze 140 km jazdy na rowerze i 126 km biegu… jeszcze ponad 20 godzin wysiłku. Łzy w oczach, brak siły na to by się poruszyć, nie mówiąc już o ustaniu na nogach. „To za rok to zrobię” – takie myśli kłębiły się w głowie. Na szczęście nie byłem tam sam! Wspaniały Team był również wykończony – mimo to, wykonywali mega robotę, więc dali mi mega dawkę motywacji! W sytuacji kiedy organizm się wyłączył, kiedy nie ma już z czego czerpać energii nawet na utrzymanie pionowej postawy podczas stania, do gry wkracza to nad czym pracowałem ostatni rok - głowa!!! Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl „go!”. Tu właśnie ujrzała światło dzienne technika „programowania umysłu” (o niej w osobnym poście). Wstałem, powiedziałem tylko „wsadźcie mnie k***a na ten rower”. Jazda!!! Ruszyłem na te ostatnio 140 km roweru by potem pobiegać trochę. Wiedziałem, że za tą decyzję przyjdzie mi zapłacić po wyścigu. Ale brałem to na siebie. Kontunuowanie wyścigu w takim stanie jest hmmm… lekko mówiąc nieroztropne!!! Była wielka walka na rowerze, niczego nie przyswajałem. Kiedy kładłem się w pozycji czasowej wszystko się wylewało przez kierownicę… Górna pozycja na rowerze triathlonowym powodowała potworny ból nadgarstków i pleców – to było piekło!!
 
Sobota/niedziela noc
 
Koniec 540 km przygody rowerowej!!! Musiałem się położyć na materacu rozprostować ciało, tak aby żołądek mógł popracować w normalnej pozycji. Wiedziałem też, że muszę zacząć biec zanim będzie upał (choć o 3 nad ranem było już 24 stopnie) i zanim organizm zacznie się fizycznie regenerować i wejdzie w potężny stan zapalny, który mnie dobije. Część ekipy była w hotelu na przymusowej drzemce, część w namiocie odpoczywała próbując korzystać i spać kiedy ja leżałem. Nie czekając długo ubrałem buty biegowe i ruszyłem w drogę. Powiedziałem tylko, że biegnę i żeby odpoczywali dalej że jest ok! 60 pętli biegowych, lekko ponad 2 km każda i z małym ale jednak podbiegiem. Wiedziałem, że w tym stanie z 15-17 godzin zaplanowanych na bieg wyjdzie 20h ale tu już chodziło o przebiegnięcie/przetruchtanie tego lub nawet przejście. O dziwo pierwsze 84 km poszły szybciej niż ubiegły rok kiedy to już był koniec. Słońce w pełni, ponad 34 stopnie, więc było ciągłe szukanie cienia na trasie i bieganie od boku do boku by biec w cieniu. Ciągła walka z problemami żołądkowo-jelitowymi, wizyty w WC, woda, coca-cola, żelki itd… Co zjem to się tego momentalnie pozbywam. Kostka czekolady gorzkiej – pętla 2 km i WC! Mokry ręcznik na głowie, ramionach pozwalał się na chwilę ochłodzić. Minęło 100 km biegu, zostało 26 km które dobijało mnie z każdym krokiem. Były emocje, łzy, walka fizyczna. Na szczęście głowa była dobrze przepracowana w tym roku.
 
Niedziela 01.09…. Jest już ciemno, noc.
 
Ostatnie 15 km praktycznie przeszedłem. Ale już mnie to nie interesowało, wiedziałem że to ukończymy!!!! Ostatnia pętla w towarzystwie całego Teamu to coś pięknego, coś na co każdy zawodnik i każdy Team czeka od samego początku. Ukoronowanie całego tego wysiłku i roku przygotowywań do zawodów!!
To jest właśnie SPORT !!! To nie tylko piękne zdjęcia z finiszu czy podium !! To nie tylko mordercza praca, to często balansowanie i narażanie zdrowia. To właśnie robią sportowcy z całego świata, z różnych dyscyplin po to, by rywalizować ze sobą i również zapewnić swoim kibicom niezapomniane wrażenia z rywalizacji sportowej !!! Trzeba pamiętać jednak, że tego wszystkiego nie można robić od tak sobie, wstać z kanapy i zrobić „potrójnego Ironmana”. To moje 8 lat spędzonych w Triathlonie na każdym możliwym dystansie.
To moje kilkanaście lat mądrych treningów, które przygotowywały mnie na tego typu wyzwania. Tego nie da się zrobić „na już” !!! Pamiętajcie o tym ustalając swoje cele sportowe!
 
Jeszcze jedna ważna kwestia do zapamiętania !!!
 
W pojedynkę nigdy nie osiągniesz maksimum swojego potencjału !!!

 

 

 

© Copyright Sport Synergy 2024. All rights reserved.

Na skróty:

Kontakt:

Paweł Wojdyła

e-mail: kontaktsportsynergy@gmail.com
35-329 Rzeszów